Archive for Grudzień 2013

h1

:)

26 grudnia, 2013

Byłam we Wrocławiu, który nie wyglądał jak Wrocław. Jednocześnie trwało we mnie przekonanie, że jestem w niemieckim mieście. Byłam z samcem. Wiedziałam, że znajoma, z którą dawno nie miałam kontaktu, jest gdzieś przetrzymywana. W jakiś niewyjaśniony sposób dostałam współrzędne tego miejsca i zorganizowałam sporą grupę osób, które miały pomóc mi ją odbić. Szliśmy jak po sznurku trasą pokazaną przez googlemaps aż dotarliśmy do budynku, z którego nikt nie mógł wyjść, choć wchodzenie nie było tak problematyczne. Wchodziło się jak do piwnicy, po obu stronach schodów ustawione były manekiny z sukniami ślubnymi, gdzieś w tle kobiety wybierały kiecki, dalsza część korytarza była obita czerwonawą boazerią, przytłumione światło potęgowało efekt  Twin Peaks. Przez część snu byłam jakby kim innym, obserwatorem, który miał pomóc mi zrozumieć, dlaczego ci ludzie tu zostają. Widziałam większość tych osób, głównie kobiet, w ciemnawych korytarzach i otwartych pomieszczeniach bez drzwi. Przeszłam  takim korytarzem, który po prawej ciągnął się dalej, a po lewej był zablokowany przez wersalkę, na której siedziała owa znajoma z jakąś kobietą. Uśmiechała się. Poszłam w prawo, lecz korytarz zakręcił znów w lewo i wyszłam po drugiej stronie rzeczonej wersalki. Nastąpiło przesunięcie w czasie, widziałam koleżankę w pokoju z facetem, których ich wszystkich tam trzymał. Płakała. Powiedział „Wiesz, co musisz zrobić, żebym Cię wypuścił”.  Wyszłam stamtąd z którymś z mieszkańców, a kilkoro z pozostających w budynku wyglądało za nami przez drzwi, nic nie mówili, ale robili tyle zamieszania, że ktoś niewłaściwy musiał zwrócić na to uwagę. Wróciłam.

Znów byłam sobą. Wjeżdżałam wraz ze swoją grupą ruchomymi schodami, a uwięzieni w budynku ludzie odwracali wzrok, nie patrzyli na żadne z nas. Próbowałam ich podpytać „Dlaczego po prostu stąd nie odejdziecie?” – więźniów było ponad pięćdziesięciu, a oprawca jeden.  Dotarliśmy na górę, usiedliśmy przy bardzo długim stole i do każdego z nas podszedł właściciel przybytku z dwoma karteczkami  wypachnionymi niemal identycznymi perfumami i każdemu wręczył po dwie fiolki. Zgadniesz, które to oryginał  – możesz odejść i dostaniesz obiad. Nie wskażesz właściwej fiolki – pozostajesz na jego łasce i niełasce. Możesz zrezygnować bez konsekwencji zaraz po powąchaniu kartek lub po otwarciu fiolek. Kilka osób rozsądnie zrezygnowało. Ja byłam pewna wyboru, zgadywałam jako piąta. Jako pierwszą wskazałam złą buteleczkę.  Na szczęście moi ludzie stanęli za mną murem.

Wszyscy zostali uwolnieni.

Zgadywałam chyba przez ten obiad.