Archive for Czerwiec 2009

h1

Proszę Pana

23 czerwca, 2009

Jak wszyscy wiedzą, Kasia miała szczęście i dlatego pojedzie sobie na kurs francuskiego latem. Ta informacja jest potrzebna, żeby zrozumieć kawałek tego, co tam zaraz stworzę, a sen został sklejony przez mój mózg jak za starych dobrych czasów…

Jest zamek, jakby disney’owski, naokoło pełno postaci z bajek. To ponoć impreza organizowana przez jeden z najbardziej popularnych portali społecznościowych w Polsce, pełno postaci z bajek. Słyszę hasło, że przy spotkaniu grupy postaci usłyszy się wierszyk, jeśli wyłowi się z niego rym, to możliwy będzie odbiór interesującej nagrody. Jeden z nich brzmi „Królewna Śnieżka jest garbata”. Staram się coś ułożyć z tego, co słyszę od różnych grup. W końcu zostaję zabrana na latający dywan przez szalonego Rosjanina w wieku ok. sześćdziesięciu lat, którego celem jest cofnięcie się w czasie, by zawładnąć nad światem. Tymczasem facet ten stara się znaleźć sobie zwolenników, których odnajdzie w przeszłości i wychowa na swoich uczniów i chce ich przekonać do Matuszki Rosji, tłumacząc, że te wszystkie bajki mają swoje korzenie właśnie w tym kraju. To znaczy Królewna Śnieżka powstała na podstawie opisu Anastazji, Święty Mikołaj – wiadomo, nawet znalazł odpowiednik dla syrenki Ariel, ale nie potrafię go sobie już przypomnieć.

Zauważyłam wtedy pewne poruszenie, okazało się, że w zamku zaczyna brakować wody i jedyne zapasy zostały wywiezione w głąb pustyni na rydwanie zaprzęgniętym w dwie owce [jedna musiała nosić okulary, biedna], sterowanym przez dwa szalone chomiki, którym towarzyszyła Zebra z Madagaskaru [miał na imię Marty, czy jakoś tak]. Uciekli na pustynię, leciałam za nimi [już sama, szaleńca wyrzuciłam po drodze] i tam zamierzali wodę sprzedawać. Nakłoniłam ich do powrotu i od tej pory kierowałam tą pseudokarawaną. Pustynia była piaszczysto-skalista. Gdy wysforowałam lekko do przodu, żeby sprawdzić teren, zauważyłam, ze w pewnym miejscu trasy piasek układa się jakoś dziwnie. Gdy zbliżyłam się tam, z piachu wyłonił się Dżinn, który zamierzał nas najzwyczajniej w świecie zabić. Zaśmiał się groteskowo i zapytał „Któż wam teraz pomoże?”, na co jeden chomik odparł „chyba jeże w oborze”.

Dżinn nie bardzo rozumiał, więc przemknęliśmy chyłkiem… Zorientował się po chwili, że został wykiwany [omg…] i rozpoczął pościg, zagrzebał się w piachu i rył w nim jak kret, goniąc nas. Przy czym zaznaczył, że będzie nas gonił tylko do krawędzi najbliższego jeziora. Po drodze jeden z facetów zasłabł, więc zarzuciłam go sobie na ramię [:D] i biegłam dalej. Jeden z chomików napuścił na Dżinna swojego tresowanego jeża. Udało nam się dobiec do krawędzi jeziora i wreszcie odpoczęliśmy. Wiedziałam, że jestem teraz gdzieś we Francji i że mój kurs językowy w Cannes już trwa. Zdziwiłam się, że okolice tego miasta wyglądają zupełnie jak moja wiocha, ale uznałam, że najwyraźniej tak ma być. Zjedliśmy śniadanie, zepsułam telefon stacjonarny, którego nikt nie potrafił naprawić, a mi się nie chciało sprawdzać, czy umiem. Większość osób poszła się gzić po krzakach, a ja zwiedziłam okolicę. Na wszystkich budynkach można było wypatrzyć symbole religijne, jakieś figury Maryi, czy inne takie. Usłyszałam wtedy moją ciocię, która uznała, że też by taki chciała.

Czas płynął, a ja na dwa dni przed końcem kursu zorientowałam się, że coś jest nie tak [rychło w czas…], zaczęłam się rzucać, że miałam mieć 4h kursu dziennie, że miało być w Cannes, a jak to jest to miasto, to ja jestem królowa duńska i tak dalej. Nie próbowano mnie przeprosić, ale taka już chyba mentalność Francuzów z tego, co słyszałam ;)

Nie pamiętam już, co mnie obudziło ;)