Archive for Sierpień 2007

h1

:)

11 sierpnia, 2007

Najlepszego…

h1

Za dużo głupich seriali…

10 sierpnia, 2007

Istniejemy z samcem w odizolowanej od społeczeństwa grupce, obecna jest także druga grupa – wrogo do nas nastawiona. [Jakbym Losty widziała…]

Samiec jest lekarzem [lol ;) ], ale rzecz zaczyna się w zupełnie innym miejscu. Pewien chłopak ułożony jest nad wysokim brzegiem jeziora na wąskiej desce, na jego piersi położono kilka drewienek, a innym ‚ciekawym’ elementem jest uderzanie sporym kamieniem w jego czoło. Ten rytuał (?!) ma na celu przywrócenie go do życia, co – jak to zwykle u mnie bywa – udaje się. Chłopak żyje, więc możemy uciekać, bo przecież tamta grupa nie daje nam żyć. W ucieczce pomagają nam jakieś zwierzątka również tworzące swego rodzaju społeczność, ale za cholerę nie mam pojęcia jak one wyglądały.

Ostatecznie dostajemy się na zbocze wzgórza, zza którego chwilę później wybiega tamta zgraja. Co dziwne – idziemy spokojnie w dół, pomimo, że strzelają do nas/atakują nas w inny sposób. Ginie maskotka naszej grupy – łabędź, którego zwłoki natychmiast zostają spalone przez naszych oprawców. Schodzimy do schronu, którego wcześniej nie odważyliśmy się otworzyć. Wchodzę tam jako przedostatnia, samiec jest ostatni. Wejście jest bardzo wąskie, bo szoruję cielskiem o ścianę.

Po krótkim rekonesansie dochodzimy do wniosku, że jesteśmy w jakimś szpitalu. Budynek jest naprawdę duży. Na szóstym piętrze jest oddział, który jest celem naszego lekarza. Idziemy tam sami, znajdujemy sporą szafkę z lekarstwami – ich daty ważności oscylują ok. 2110 roku, a miejsce produkcji to „Nowe Chiny”. Wiele wskazuje na to, że zejście do schronu było przy okazji przejściem w czasie/do inneego wymiaru (?) oO.

Samiec wstrzykuje sobie (teoretycznie) rozwtór soli fizjologicznej, ale… hm. Widzę teraz wszystko z jego perspektywy, jednak było o przeżycie tak psychodeliczne, że aż nieopisywalne…

W końcu decydujemy się na wyjście głównym wyjściem. Lądujemy na ulicy Wrocławia (wygląda inaczej, ale wiemy, że to akurat to miasto).

Idę z kolegą przez puste ulice, widzimy tramwaj bez motorniczego i pasażerów. Jednocześnie mówimy coś w rodzaju „K*rwa… tramwaje.” Na przystanku ktoś czeka, próbujemy kupić od niego bilety, ale nie mamy za co… Wsiadamy do jednego z wagonów, bilety leżą na specjalnej półeczce, nie trzeba za nie płacić, ale w domu należy podsmażyć je na oleju. [Niech tylko nikt mnie nie pyta, czy taka zabawa ma sens…] Same bilety są beżowe, wydrukowane na trochę szorstkim, przyjemnym w dotyku papierze.Wydrukowana na nich cena -> 2 zł. W samym tramwaju są fotele, kanapy i miejsca stojące. Na kanapie najbliższej kierowcy leży kilka opakowań tabletek.

1. radio w tabletce – jesz i słyszysz muzykę wybranej stacji…
2. herbaty ziołowe nie różniące się wyglądem od naszych.
3. coś przeciwbólowego.

Wysiadamy przy zoo, które jest zamknięte, ponieważ uznano, że zwierzęta mają w nim za mało miejsca i zostały przeniesione do innych ogrodów zoologicznych, a to ma być rozbudowane.

Rozmawiamy z kimś, kogo rozpoznajemy jako osobę nam znajomą. Dowiadujmy się kilku faktów:
1. jest rok 2001 [kolejna podróż w czasie?]
2. Polska w 1939 zaatakowała Niemców i 3/4 świata jest nam podporządkowane [za dużo Pilipiuka ;) ], a reszta to my.
3. baśnie braci Grimm nie powstały
4. podręcznik do fizyki to zbiór, jak mówią autorzy, magicznych ciekawostek.
5. system nauczania też istnieje w formie przedszkole – podstawówka – gimnazjum – i tak dalej.

Na sam koniec na balkonie własnego domu [nie wiem, skąd się tam wzięliśmy] znajduję zabawkę szczeniaka mojej cioci. Na tym sen się kończy.